sobota, 30 sierpnia 2014

Załamałam się.... Po tym jak tu weszłam po prawie pół roku nieobecności naprawdę sie załamałam.  To co tu wstawiłam jest tak żałosne, że aż braknie mi słów. Ostatnio zczęłam pisać wszystko od początku, więc już niedługo zedytuje całego bloga, wstawię inny, nowy, lepszy tekst, zmienie tło i wszystkie ustawienia. Nie jestem jdnak w stanie przewidzieć kiedy to zrobię, nie chcę, aby było tak beznadziejne jak dotąd. ;(Całe opowiadanie bedzie miało o wiele bardziej rozbudowana fabułę niz poprzednie oraz pojawią sie nowe postacie (nie pojawiajace się w książce). Mam nadzieję, że uda mi sie to zrobić jak najszybciej...:(

czwartek, 20 marca 2014

Miniaturka "Córka marnotrawna"


Mówiłam że wstawię miniaturkę Kasi, a więc proszę. ;) Oto ona, jest to opowiadanie, które kiedyś pisała na polski. Tematem jest "córka marnotrawna". Prześlicznie wyszło, sądzę, że ciekawiej niż dotychczas mój blog, a na następny rozdział obawiam się, że będziecie musieli jeszcze poczekać. Tym razem bez żadnego linku. ;* Autorką jest Kasia Żółtowska. <3 Treści nie będę zdradzać, sami przeczytajcie ;).

„Nareszcie koniec zajęć” - pomyślałam słysząc długo oczekiwany, szkolny dzwonek.
Wychodząc z pracowni chemicznej wyjrzałam przez okno i ujrzałam majestatyczne, złociste słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Po raz ostatni spojrzałam na tablicę pokrytą szczerze znienawidzonymi przeze mnie wzorami chemicznymi i z promienistym uśmiechem wyszłam z sali.
           Stałam na parkingu, czekając na moją starszą siostrę, kiedy ktoś przykuł moją uwagę. Stał niedaleko awaryjnego wyjścia i nonszalancko opierał się ścianę budynku. Jego wygląd był naprawdę oszałamiający. Kruczoczarne włosy, blada cera, głębokie, jasnoniebieskie oczy i ten piękny uśmiech, który tak rzadko schodził z jego twarzy. To właśnie był cały mój Adam. Kiedy zauważył, że na niego zerkam, skinął na mnie dłonią i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Nie zawracając sobie dłużej głowy moją spóźnialską siostrą, ruszyłam w jego kierunku. Gdy wreszcie udało mi się przebić przez tłum uczniów wracających do domu, Adam opowiedział mi o wycieczce, którą planuje ze swoją paczką przyjaciół. Bardzo spodobał mi się pomysł zwiedzenia kraju - zawsze lubiłam podróże. Postanowiłam, że jeszcze dziś opowiem o tym mojej mamie. Kończąc rozmowę z moim chłopakiem usłyszałam wołanie siostry i szybko ruszyłam w jej kierunku. Pół godziny później byliśmy już w domu i to bardzo dużym domu- nasza rodzina była dość zamożna. Jedząc z bliskimi wykwintny obiad opowiedziałam mojej mamie o pomyśle Adama, z początku wcale jej się to nie spodobało. Poczułam się urażona brakiem zaufania ze strony matki, dlatego od razu po posiłku zamknęłam się w swoim pokoju. Uwielbiałam to miejsce. Co najważniejsze byłam tu sama, współczułam dzieciom, które miały wspólny pokój z rodzeństwem, dla mnie to było nie do pomyślenia. Mój pokój był dość dużym pomieszczeniem, miał dwa duże okna z widokiem na podwórko, które ozdabiały różowe zasłony. Po przeciwnej stronie okien stało dwuosobowe łóżko z baldachimem, także różowe. Po lewej stronie było biurko, na którym stał komputer i trzy duże drewniane regały na książki, natomiast po stronie prawej znajdowała się ogromna, dębowa szafa wraz z komodami i rozmaitymi kuframi na ubrania. Oczywiście nie zabrakło tu także ścian ozdobionych plakatami moich idoli i zdjęć z moich dziecięcych lat oraz dużego lustra znajdującego się na drzwiach szafy. Na środku pokoju leżał mocno różowy, perki dywan, a nad nim wisiał dość duży kryształowy żyrandol.
Zmęczona minionym dniem od razu się położyłam i chwilę później już błogo spałam. Następnego ranka postanowiłam, że nie spocznę do póki mama nie zgodzi się na wyjazd. Tego dnia naprawdę nie dawałam jej spokoju, dlatego zgodziła się na moją wymarzoną wycieczkę jeszcze przed obiadem. Kiedy wreszcie się zgodziła i dała mi dużą sumę pieniędzy, które posiadała, byłam szczęśliwa jak nigdy. Uścisnęłam moją mamę i pobiegłam prosto do pokoju pakować walizkę podróżną. W międzyczasie pokłóciłam się z siostrą - czasami potrafi być naprawdę denerwująca. Kiedy skończyłam przygotowania do wyjazdu, zadzwoniłam do Adama i szczęśliwa zaczęłam krzyczeć, że mogę z nim wyruszyć - mam nadzieję, że nie stracił słuchu. Zaplanowaliśmy wycieczkę i ustaliliśmy godzinę wyjazdu, dokładnie jutro o godzinie 10:00, przed jego domem. Kolejnego słonecznego dnia, chwilę przed wyjazdem, wybiła godzina pożegnania z rodziną. Świadoma, że tęsknota za bliskimi nie da mi spokoju, z wymuszonym, sztucznym uśmiechem podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam. Mama zaczęła głaskać mnie po głowie, a następnie odsunęła mnie od siebie, by móc spojrzeć mi w twarz.
 - Uważaj na siebie córeczko - powiedziała drżącym głosem.
 - Oczywiście mamo. Nie martw się, to tylko kilkunastodniowa wycieczka.
 - Pamiętaj, że cię kocham i twój tata również, gdyby tu  był… Ale wiesz, że nie może być tutaj z nami - dodała mama.
 - Przecież nie odchodzę na zawsze, jeszcze mnie zobaczysz. Mówisz jakbym szła do wojska i miała już nigdy nie wrócić - zażartowałam, ale mina mamy była poważna.
 - Do zobaczenia słonko - pożegnała się i także wymusiła uśmiech.
Jeszcze raz ją przytuliłam, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę furtki, ale miałam wrażenie jakbym o czymś zapomniała. Siostra. Zapomniałam o jednej z najbliższych osób w moim życiu. Szybko odwróciłam się i pomachałam jej na pożegnanie, ale ona tylko skinęła głową. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze się na mnie gniewa. Głośno wzdychając po raz ostatni spojrzałam na mój kochany dom i ruszyłam w kierunku domu Adama, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać. Byłam taka szczęśliwa z powodu podróży, że ta radość mogła rozerwać mnie od środka, ale niestety jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakie nieszczęścia potrafi  przynieść los. Cały następny dzień jechaliśmy dużym busem, aby odwiedzić jakieś wielkie miasto. Trochę mi się nudziło, ale tego wieczoru wschodzący księżyc był naprawdę piękny, aż ciężko było oderwać od niego wzrok, tak więc wieczór spędziłam na wyglądaniu przez okno i oglądaniu nocnego nieba. Dwa dni później postanowiliśmy wprowadzić się do jakiegoś hotelu, znudziło się nam już ciągłe spanie w samochodzie, chcieliśmy pożyć trochę w luksusie. Od spania w busie bolały nas plecy, a twarda tapicerka wbijała się w kręgosłup. Trzeciego dnia, po południu siedziałam już w jacuzzi na balkonie mojego pokoju hotelowego. Życie w pięciogwiazdkowym hotelu wyglądało zupełnie inaczej niż normalne. To było błogie i spokojne życie w samych luksusach - cudownie. Zapowiadało się naprawdę świetnie. Obsługa przychodziła na jedno skinienie palcem, jedzenie było wyśmienite, a w pokoju stały wyłącznie najwygodniejsze meble. „Mogłabym tu zostać na zawsze” -pomyślałam rozmarzona. Tego dnia zupełnie zapomniałam o mojej troskliwej, zmartwionej mamie i o mojej kochanej, ale czasami bardzo złośliwej starszej siostrze. Zapomniałam, że przyjechałam tu zwiedzać, a nie siedzieć w jacuzzi. Do tej pory zobaczyliśmy jedynie dwa muzea. Te wszystkie wymarzone rzeczy i luksusy całkowicie mnie zaślepiły. Wieczorem Adam, ja i reszta znajomych udaliśmy się do jednego z klubów. Kiedy byliśmy już blisko tego miejsca oślepił mnie gigantyczny neon znajdujący się na budynku klubu. Kiedy zachwiałam się i zrobiłam krok w tył, poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć, pomaga utrzymać równowagę - od zawsze byłam trochę niezdarna. Obróciłam się, by zobaczyć kto mi pomógł, to był Adam. Uśmiechnął się do mnie ciepło, złapał za rękę i zaprowadził prosto do klubu. Gdy weszłam uderzyła mnie fala głośnej muzyki. W pomieszczeniu było duszno, a tłumy tańczących boleśnie uderzały mnie łokciami w brzuch i żebra. Nigdy nie przepadałam za tego typu miejscami. Kolorowe światła i tłumy ludzi, naprawdę są lepsze miejsca niż coś takiego. Niestety nie miałam wyboru, musiałam tańczyć, gdyż co innego zrobić. Po kilku piosenkach, które zatańczyłam z Adamem zaczęłam się źle czuć. Tłumy od zawsze źle na mnie działały. Kilka minut później zakręciło mi się w głowie, poczułam jak uginają mi się kolana, jak upadam i uderzam głową o podłogę. Przez chwilę czułam silny ból w czaszce, zaraz potem straciłam przytomność. Obudziłam się w nieznanym miejscu. Kiedy spróbowałam się rozejrzeć jęknęłam z bólu. Czułam się jakbym dostała cegłą w głowę. Mało pamiętałam z wczorajszego wieczoru, miałam jedynie przebłyski wspomnień. Intensywnie turkusowy neon na klubie, głośna muzyka, kolorowe światła dyskotekowe i ogromne tłumy obcych ludzi - koszmar. Wreszcie postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, to był mój pokój hotelowy. Ponownie poczułam przeszywający ból w czaszce. Dotknęłam swojej głowy i poczułam zaschniętą krew na swoich włosach. Ogarnęło mnie przerażenie. Głośno wciągnęłam powietrze, powstrzymując krzyk. Czułam jak krew pulsuje mi w żyłach. Ostrożnie usiadłam na łóżku. Pokój był zupełnie pusty, nikt, nawet Adam nie został przy mnie, by upewnić się, że wszystko ze mną w porządku. Poczułam się taka samotna. Postanowiłam, że poszukam kogoś znajomego, ale po chwili poszukiwań z przerażeniem odkryłam, że wyjechali beze mnie. Zostawili mnie. Kiedy to do mnie dotarło, szybko uciekłam do pokoju, usiadłam w kącie i pozwoliłam popłynąć długo wstrzymywanym łzom. Łzom pełnym rozpaczy, smutku i osamotnienia. Zrozumiałam, że nie mam już nikogo, kto mógłby mi pomóc, lub pocieszyć w trudnej chwili. Ale to był dopiero początek. Kolejnego dnia przyszedł rachunek hotelowy, kiedy go zobaczyłam zrozumiałam, że nocleg w tak drogim hotelu był wielkim błędem. Zostało mi tak niewiele pieniędzy, a kiedy zapłaciłam za hotel i oznajmiłam, że się wymeldowywuję, gdyż nie mam ani grosza, pracownicy wezwali ochronę, która wyprowadziła mnie z budynku, i zostawiła na ulicy. Nie wystarczyło mi pieniędzy nawet na nocleg w marnym motelu. Pozostało mi tylko ”spać pod mostem”. Powstrzymując płacz, wzięłam swoje walizki i ruszyłam w głąb nieznanego, mrocznego miasta. Wieczorem znalazłam sobie schronienie w opuszczonej fabryce kleju. Budynek nie wyglądał przyjaźnie. Skrzypiące, zardzewiałe drzwi, wybite okna, niektóre zabite deskami, pojedyncze dziury w starym dachu i brud, ale to zawsze jakieś schronienie przed deszczem i wiatrem. Otworzyłam swoją walizkę i wyjęłam z niej trochę ubrań, po czym zwinęłam się w kącie i otulona wełnianymi swetrami szybko zasnęłam. Już nie było ważne, to że leżałam na twardej, betonowej podłodze, liczył się tylko sen, którego nie zaznałam od kilku dni. Następnego dnia obudziłam się w południe. Nie czułam się najlepiej. Byłam głodna i zmarznięta. Na szczęście miałam w swoim plecaczku podróżnym kilka puszek, trochę słodyczy cztery butelki wody, ale obawiałam się, że to na długo nie wystarczy. W końcu postanowiłam, że kiedy zabraknie mi jedzenia sprzedam trochę swoich ubrań na ulicy, lub zacznę żebrać. Z tęsknotą myślałam o swoim ciepłym domu i rodzinie, ale po tym wszystkim wstyd mi było tam wrócić. Dni mijały, a moje zdrowie psychiczne zaczynało szwankować, jedzenie prawie się skończyło. Dzisiaj udało mi się sprzedać parę swoich rzeczy, przez co chodziłam w łachmanach, ale udało mi się kupić duży pęk kiełbasy. Byłam z siebie dumna, ale coraz częściej załamywałam się, ubolewałam nad swoim losem i błagałam o jakiś cud. Nadszedł kolejny mroczny dzień w moim przeklętym życiu. Byłam głodna, ale ponieważ musiałam oszczędzać jedzenie, napiłam się jedynie trochę wody. Zmęczyłam się już nieustanną biedą i codzienną walką o przetrwanie, ale kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam jak ktoś wchodzi przez skrzypiące drzwi do fabryki. Ze strachu zakręciło mi się w głowie, próbując utrzymać równowagę złapałam się za jakąś zardzewiałą rurę, która odpadła od ściany, zostając w mojej dłoni. Wzięłam głęboki wdech i z przerażeniem ruszyłam w kierunku odgłosu kroków nie proszonego gościa. Czułam że obcy jest już blisko, więc schowałam się za betonowym słupem, planując zaatakować nieznajomego. Nagle usłyszałam czyjś oddech tuż za moją kryjówką, zbliżał się. Wyskoczyłam zza słupa i uderzyłam obcego w głowę zardzewiałą rurą, która rozsypała się na kawałki, jedynie ogłuszając człowieka, który z impetem upadł na ziemię. Kiedy opanowałam już swój strach podeszłam do niego. Gdy spojrzałam na ofiarę zaparło mi dech w piersiach. Już na pierwszy rzut oka emanowało od niego dobrem i uderzającym pięknem. Miał złote włosy i bladą, nieskazitelną cerę. Kiedy na niego patrzyłam całkowicie się odprężyłam i zapomniałam, że go zaatakowałam. Długo mu się przyglądałam aż w końcu otworzył oczy. Były równie piękne jak cały on i złote jak jego włosy. Spojrzał na mnie, po czym wstał, przeczesał dłonią włosy i promiennie się uśmiechnął. Wyciągnął do mnie rękę w powitalnym geście, jakby wcale nie zauważył, że uderzyłam go w głowę, przez co stracił przytomność.
- Cześć, jestem Gabriel. Mogę tu przenocować? Jestem bez grosza i nie mam gdzie się podziać - oznajmił jak bym była jego starą znajomą i uśmiechnął się czarująco.
- Mhm. Tak, jeśli nie zrewanżujesz się za nabicie ci guza - odpowiedziałam.
- Nie będę sprawiał kłopotów. Obiecuję - powiedział z poważną miną, ale w jego głosie zdawało się słyszeć nutę wesołości.
Gabriel wydawał się być trochę tajemniczy i dziwny. Nie potrafiłam go rozszyfrować, ale był dość sympatyczny. Tego wieczoru trochę bałam się zasnąć, nie do końca ufałam przybyszowi, ale w końcu zapadłam w głęboki i spokojny sen. Od dawna nie czułam się tak wypoczęta, miałam wrażenie jakby ktoś odsunął ode mnie wszystkie złe i obciążające mnie do tej pory myśli. Kiedy wstałam poczułam znajomy zapach pieczonych kiełbasek, co bardzo mnie zdziwiło. Poszłam za zapachem i ujrzałam Gabriela siedzącego przy ognisku z dwoma drutami, na których piekły się kiełbaski. Umierałam z głodu, więc jak najszybciej pobiegłam do niego i nie zważając na późniejsze poparzenia, zdjęłam jedną z kiełbas z metalowego drutu i łapczywie ją zjadłam. Gabriel roześmiał się i podał mi drugą kiełbasę. Od tego pamiętnego dnia zaprzyjaźniłam się z Gabrielem i co wieczór piekliśmy razem kiełbaski, śmiejąc się przy ognisku. Naprawdę go polubiłam, ale bałam się, że aż za bardzo. Razem żebraliśmy pod sklepami próbując się jakoś utrzymać i nadal „mieszkaliśmy” w opuszczonej fabryce kleju. Przy Gabrielu zapomniałam o nieszczęściach, które mnie spotkały. Teraz miałam tylko jego i bardzo bałam się, że go stracę. Zabawne, że dopiero, kiedy naprawdę cierpiałam, znalazłam prawdziwego przyjaciela, kogoś szczerze oddanego. Kiedy wróciliśmy z codziennego spaceru po okolicy Gabriel zachowywał się jakoś inaczej niż zwykle. Był bardziej skryty niż zazwyczaj i jakby ciągle zamyślony. Dziś rozpalił ognisko o wcześniejszej porze i w innym miejscu. Zaczęłam się bać najgorszego, że postanowił odejść i zostawi mnie tu samą. Kiedy ognisko było już gotowe, zawołał mnie i zjedliśmy wspólnie kolację, ale Gabriel nadal był nieobecny. Zapytałam się, czy wszystko z nim dobrze, ale on tylko wzruszył ramionami i posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Wieczór okazał się bardzo miły, po kolacji dużo rozmawialiśmy, a potem oparta o jego ramię oglądałam gwiazdy przez dziurę w dachu fabryki. Po chwili Gabriel zrobił się jakiś spięty i odsunął się ode mnie, po czym spojrzał mi w oczy smutnym wzrokiem. Nagle zrozumiałam co zamierza powiedzieć, naprawdę chciał odejść. Rozpłakałam się myśląc o powrocie do samotności i o strachu, który się z nią wiąże. Gabriel wziął mnie w ramiona i uspokoił, łagodnie głaszcząc mnie po włosach. Kiedy spytałam, czy zamierza mnie opuścić, powiedział, że nigdy tego nie zrobi. Ulżyło mi, ale czułam, że coś przede mną ukrywa. Powiedział, że powinnam wrócić do rodziny, do swojego domu. Odpowiedziałam, że kocham go i nigdy nie opuszczę oraz, że wiele razy myślałam o powrocie do domu, ale brakowało mi odwagi oraz pieniędzy na bilet powrotny. Gabriel w zamyśleniu pokręcił głową. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym powiedział: „Obiecaj, że nie uciekniesz, jeśli powiem ci kim jestem i czemu się tu znalazłem”. Kiwnęłam potakująco głową. „Jestem twoim aniołem stróżem” - odrzekł, całkowicie zbijając mnie z tropu. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli. Nie potrafiłam w to uwierzyć, ale po chwili Gabriel ukazał swoje skrzydła, potwierdzając, że jest istotą nieba. Byłam oszołomiona. Odwróciłam się od niego, ale przypomniałam  sobie, że obiecałam zostać w fabryce pomimo strachu. Zacisnęłam zęby i znów zwróciłam się twarzą do Gabriela, wbijając wzrok w piękne skrzydła. Nie były one białe, tylko tajemniczo jasne, bez określonego koloru i mieniły się złotymi barwami. Kiedy tak na nie patrzyłam, zauważyłam, że Gabriel cały czas delikatnie nimi porusza. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się pocieszająco, ponieważ on cały czas był spięty, gdyż bał się, że ucieknę z przerażenia. Wkrótce znałam już wszystkie szczegóły jego „misji” - misji ratunkowej. Anioł miał zaprzyjaźnić się ze mną, pomóc mi zdobywać jedzenie i namówić na powrót do domu. Nie trzeba było mnie długo przekonywać, zawrze chciałam wrócić do swojej rodziny, jedynym problemem był brak jakichkolwiek pieniędzy. Już dawno zdałam sobie sprawę, że nigdy nie zobaczę się z bliskimi. Nagle Gabriel wyrwał mnie z rozmyślań, mówiąc, że przecież ma skrzydła, więc może zabrać mnie do rodziny. Zaskoczona, szybko się zgodziłam. Lot nie trwał tak długo jak sobie wymarzyłam, ale dzięki temu mogłam szybciej zobaczyć się ze swoją mamą i siostrą. Kiedy stanęłam z Gabrielem na podwórku przed domem, poczułam ogromne szczęście, ale zaczęłam się martwić, że mama mi nie wybaczy. Nadeszła chwila pożegnania z Gabrielem. Anioł unikał mojego wzroku i udawał, że ogląda ogród przed domem. Wiedząc, że zaraz zniknie, lub odleci do nieba, rzuciłam mu się na szyję. „Jestem twoim aniołem stróżem, zawsze będę przy tobie, zapamiętaj” - powiedział poważnym, spokojnym tonem. Odsunął się ode mnie, spojrzał mi po raz ostatni w oczy. Jego złote tęczówki wyrażały smutek, który go wypełniał. Wiedziałam, że już nigdy go nie zobaczę, ale pomimo mojej rozpaczy, uśmiechnęłam się do niego ten ostatni raz. Odwzajemnił uśmiech. „Jeszcze kiedyś się spotkamy” - rzekł Gabriel, jakby czytał mi w myślach i odleciał w kierunku niebios. Stałam tam jeszcze jakiś czas, po czym ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych mojego kochanego domu.
         Położyłam dłoń na dzwonku i zatrzymałam się. Zaczęłam myśleć o tym co zrobiłam i o tym, że nie jestem warta wybaczenia. Byłam zdenerwowana, ale w końcu zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam kroki mojej matki zmierzające w moim kierunku. Nagle mama stanęła przede mną. Padłam przed nią na kolana, zaczęłam szlochać i błagać o wybaczenie. Kiedy zobaczyła mnie w brudnych ubraniach i boso, ona także uklękła. Wzięła mnie w ramiona i zaczęła płakać ze szczęścia. Po długiej chwili byłam już w domu i jadłam najobfitszy obiad w tym miesiącu. Bardzo zmęczyło mnie to wszystko, dlatego od razu po posiłku poszłam spać. Kiedy zasypiałam, usłyszałam jak moja siostra kłóci się z mamą. Narzekała na mnie i pytała się, dlaczego matka tak szybko mi wybaczyła. A ona odpowiedziała tylko : „Trzeba się cieszyć z tego, że siostra twoja była umarła, a znów ożyła, zaginęła, a odnalazła się”.

środa, 12 marca 2014

Być szczęsliwym-to nie jest dobry znak(...) cz. 2

Jejku przepraszam, że tak długo nic, ale nie mogłam się zebrać żeby to przepisać. Ta część rozdziału jest naprawdę krótka i niespecjalna.  ;) To raczej tyle na jej temat, następny rozdział pojawi się zapewne jeszcze później, bo do tej pory musiałam tylko to przepisać, a teraz jeszcze nic nie wymyśliłam. ;((( Nie żebym o tym nie myślała, ale po prostu nie mogę się zdecydować czy następne rozdziały mają być bardziej poważne, czy zabawne. Mam nadzieję, że uda mi się coś wymyślić. W każdym razie moja, kochana Kasia <3 zgodziła się, abym wstawiła jej opowiadanie. Więc możecie się spodziewać miniaturki, jej temat będzie całkiem inny niż to co piszę na blogu. ;) Żeby było ciekawiej nie zdradzę o czym. ;D Nom i macie link, tekst piosenki jak dla mnie jest świetny ;Dhttp://www.youtube.com/watch?v=K3GkSo3ujSY&feature=kpJuliett ;*- Dasz radę! Wytrzymaj jeszcze chwilę! Pomogę ci!- krzyczała rozgorączkowana Ginny. - Jak?! Co?! Wciągniesz mnie?! To się nie uda.. Spadnę. Inaczej obie w końcu spadniemy. –spojrzała na dłonie przyjaciółki kurczowa trzymające jej ręce. - A jeśli umrzesz? - Nie umrę. Chyba… - Nie!! Nie puszcze cie za nic w świecie! Nie pozwolę ci zginąć. - Różdżka! - Zostawiłam Harremu… - Ginny, dłużej nie dam rady… Przepraszam, że cię na to namówiłam, ale..- resztę zdania zagłuszył niezidentyfikowany trzask, po czym Herm skrzywiła się z bólu. - Co się stało?! - Nie wiem.. Moja noga. Chyba o coś zahaczyłam- znów się skrzywiła, a do oczu napłynęły jej łzy, ale nie bólu. Strach, który czuła, był silniejszy. Skaleczenie nie robiło jej w tej chwili żadnej różnicy. - Jeszcze chwilę!- krzyknęła ruda, widząc co zamierza jej przyjaciółka. Ona jej już jednak nie słuchała, chciała się puścić, nie miała już siły walczyć z siła grawitacji i pędu pociągu. - Nie Gin, nie wytrzymuje już.. - Musisz… - wyszeptała Gin, po czym zaniosła się płaczem- Musisz, dla mnie, dla Harrego , dla Rona , dla rodziców, dla wszystkich... - Uwierz, nic mi nie będzie. - Granger, ręka, podaj mi rękę słyszysz?! Pomogę ci, wyjątkowo ten jeden raz.- to znowu on, ten którego miała zamiaru już dziś nie spotkać. nawet kiedy wisiała, mogąc spaść, nie chciała jego pomocy. - Malfoy?!- Zdziwiło ją to. Skąd on się tam wziął. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wisi dokładnie w miejscu gdzie przed chwila się z nim kłóciła. - Co Granger?! Radzę ci się pospieszyć. - Co ty tu robisz?! - A mówią, że jesteś taka inteligentna. - Bo jestem! A na pewno jestem inteligentniejsza od ciebie, ciołku. - Racja, to pytanie było naprawdę wprost filozoficzne. - A co?! Dla ciebie za trudne?! - Długo jeszcze masz zamiar się ze mną kłócić, Granger?! - Ja się z tobą nie kłócę, tylko wypowiadam własne zdanie. - A więc nie chcesz mojej pomocy?! - Pomóż jej !- krzyknęła Ginny. - Smoku, skończ z tym i jej pomóż. –Blaise poparł rudą. - Granger? - Co?! - Dasz sobie pomóc?! - Muszę… niestety. - Podaj mi rękę, złapię cie! - Nie Malfoy! Ja ci nigdy w życiu nie zaufam! - A więc teraz będziesz roztrząsać kwestie zaufania do mnie?! Dobrze. Poczekam, mamy czas. Najwyżej zginiesz, gdy za dziesięć minut dojedziemy do mostu, a ty wystraszysz się i spadniesz. - Jak chcesz to proszę bardzo. - Nie, jak ty chcesz. - Czekaj, co, mostu?!- odpowiedzi jednak nie usłyszała. To było niestety oczywiste. Malfoy nie kłamał i za parę minut znajdą się na moście, a wtedy... Wtedy naprawdę może zginąć. Jeszcze ten lęk wysokości... -A co jeśli sam mnie zrzucisz? - Myślisz, że zabiłbym cię przy tylu świadkach?!- To jej jednak nie uspokoiło. - Ale ty będziesz mi to wypominał do końca życia. - Możliwe.- uśmiechnął się w ten podły ślizgoński sposób. – Wolisz zginąć, czy mieć u mnie dług wdzięczności?! -Tak, to znaczy nie.. nie wiem.- spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Granger, masz dwie możliwości. Zaraz będziemy na moście, więc albo dasz sobie pomóc albo spadniesz w kilkaset metrową przepaść. A i jeszcze jedno. Radzę ci się szybko zdecydować. Właśnie wjeżdżamy na most. - Malfoy…- powiedziała jakby właśnie brała na siebie wyrok śmierci.- Pomóż mi.. - A gdzie proszę?- tym ją dobił. Była wyprowadzona z równowagi, gdyby stała właśnie ni jakiejkolwiek ziemi, rzuciłaby się na niego i zamordowała. I.. i jeszcze ta wysokość... Przerażające... - Malfoy, kretynie! Ona ma lek wysokości!- powiedziała cicho ruda, przestraszona w równym stopniu co jej przyjaciółka. Jednak nie spodziewał się takiej reakcji… Nawet po nim. - A więc się zabawimy, Granger. Pomogę ci ale tylko wtedy gdy mnie o to poprosisz.- Informacja, której udzieliła mu ruda, zadziałała na niego jeszcze gorzej. Miał okazję podręczyć brązowooką. - Przeliczyłeś się! Nie będę cie o nic prosić. - Na pewno?!- dziewczyna była coraz bardziej przerażona nie dawała rady, chciała się puścić, jednak on przewidział, że dziewczyna jest słaba i trzymając za plecami różdżkę podtrzymywał ja lekko w powietrzu. Chociaż ona tego nie czuła, czerpał przyjemnosć z jej strachu, w zasadzie przerażenia. - No pomóż mi!- w jej głosie dało się wyczuć mieszankę strachu i wściekłości. - Wiesz na co czekam… - Malfoy, głupichamskiignoranciebezsercaidiotodokwadratuproszepomóżmi!- powiedziała na jednym oddechu. - Powiedz mi, co to miało być?! Jeszcze raz, ale tym razem lepiej, widze, że nie wychodzi ci sformułowanie jednego krótkiego zdania, więc ci je podyktuje. „Bardzo proszę, Draco. Pomóz mi bo jestem jedynie nieudolną gryfonką, w dodatku szlamą i sama nie dam rady.” - Proszę, pomóz mi… yyy… Draco… Nie daje rady.- wypowiedzenie tego zdania było dla niej naprawdę trudne. Wiedziała jednak, że nie ma wyjścia. - Skończ tę szopkę i jej pomóż, bo ona zaraz na serio zginie, a my będziemy głównymi podejrzanymi w tej sprawie.- powiedział Nott, który do tej pory z niedowierzaniem oglądał całą sytuacje z boku. To było przekomiczne. Hermiona Granger wisząca na dachu pociągu kłóciła się z Draco. Zrozpaczona ruda, mała Weasley krzyczała, a Blaise cały czas próbował zakończyć kłótnie między tymi pierwszymi. - Malfoy, sieroto! Czy ty sobie zdajesz sprawę, że zaraz spadnę i umrę?! Zrobiłam co chciałeś, więc..- nie zdążyła dokończyć gdyż w tej chwili puściła się, zamykając oczy z myślą, że zaraz się rozbije. Ale zamiast potężnego bólu roztrzaskanych kości, poczuła ciepło, ciepło pomieszczenia ,w którym się właśnie znalazła. Stukot kół ucichł, a wiatr ustał. Rozkoszny zapach perfum. CO?! Perfum?! Zdziwiła się. Po chwili usłyszała czyjś głos. - Granger, jesteś w pociągu, możesz mnie puścić.- Odskoczyła od niego jak rażona piorunem. - A Ginny?! Musicie jej pomóc! Co to za szkło?!- Spojrzała na podłogę. Cały czas trzęsąc się z zimna próbowała zorganizować pomoc przyjaciółce.- Mogłam jej na to nie namawiać. Jestem głupia, że w ogóle.. - Zgadzam się w stu procentach. – przerwał jej tleniony. - Stul pysk, Malfoy! - Tak się okazuje wdzięczność swojemu wybawcy?! - Nie jesteś żadnym moim wybawcą, każdy by to zrobił na twoim miejscu! - Skończcie ! Trzeba pomóc rudej. Chyba jej tak nie zostawimy?!- Wreszcie Blaise’owi udało asie przyciągnąć ich uwagę. - Porozmawiamy o tym kiedy indziej.- powiedział blondyn, uznając dyskusje za skończoną. - Nie mamy o czym rozmawiać.- Jeśli chcesz się kłócić teraz, gdy ruda PRZEZ CIEBIE marznie na dachu, to proszę. - A o co chcesz się kłócić w takim razie?- Ja się nie chce kłócić, ciekawi mnie tylko dlaczego wyzywasz mnie za nic, szlamo.- Kto tu kogo wyzywa?! Ale dobrze, wytłumaczę ci wszystko po kolei Malfoy, łopatologicznie, powoli, to może jakimś cudem zrozumiesz. - Bawi cie to?- spiorunował ją wzrokiem. - O czym mówisz? Po prostu nie wiem czy zdołasz pojąć.- Cały czas udawała, że wcale nie boi się Malfoya, a bała się. Po prostu się go bała. - Jeszcze słowo Granger!- jego glos powoli przyjmował ton którego gryfona bała się najbardziej. - Pozwól, że kontynuuje. Po pierwsze nie miałeś prawa rzucać na mnie tego zaklęcia, to był co najmniej chamskie i niehonorowe, rozumiesz?! To, że mi troche pomogłeś, nic nie zmienia. NIC!!!Rozumiesz wszystko do tej pory, czy mam ci to wyjaśnić jeszcze prościej?!- Starała się zapanować nad drżeniem głosu. - Granger, czy ty to uważasz za zabawne?! - Nie, tu nie ma nic zabawnego, a więc dlatego od teraz będę tobą jeszcze bardziej gardzić i.. - Granger, skąd ty bierzesz takie teksty..- zaśmiał się, aby wyprowadzić ją z równowagi. - Nie przerywaj mi. Poza tym jesteś najgorszą osoba jaka znam i n-nie potrafię się do ciebie inaczej zwracać, Malfoy. - Skończyłaś?! To się robi nudne. - Sam jesteś nudny, wredna tchórzofretko bez honoru. - Sugerujesz mi, że jestem nudny?! Zauważ, że to nie ja całe nie się uczę… A nie przepraszam. Przecież ty jesteś SZALONA, chodzisz po dachu. I powiedz mi teraz dlaczego niektórzy nazywają cie najmądrzejsza czarownicą od czasów Roveny Ravenclav, kiedy ty nawet nie wiesz którędy się chodzi?! - Powiedział Malfoy, który nie umie uwieść „głupiej” gryfonki, a jakby tego było mało, pod wpływem magii! - Nie chcę nic sugerować, ale zdaje mi się, że zaraz tunel . więc radzę się pospieszyć..- powiedział spokojnie Nott kończąc drugiego papierosa. - To przez ciebie, pacanie! Zagadałeś mnie! Chcesz żeby ona zginęła, chcesz?!- krzyczała Miona w kierunku blondyna. - Twoja przyjaciół…- reszty Blaise już nie usłyszał, gdyż czym prędzej wdrapał się na dach pociągu i znalazł się przy rudej. - Chodź, puść się dachu. – powiedział wyjątkowo spokojnie jak na zaistniałą sytuacje Blaise. - A-ale ja się, boje, spadnę i.. - Nic ci nie będzie- namawiał ja chłopak, po czym krzyknał do tlenionego, aby ją złapał, gdy już pozwoli mu się uratować. - No to czekam!- krzyknął blondyn. - Myślisz, że to tak szybko?! To jest straszne! Ty tego nie zrozumiesz, ale ona się boi!!- naskoczyła na niego starsza gryfonka. - A przez kogo się tam w ogóle znalazła? - Cicho!- odezwał się Nott, którego niezbyt interesowało ratowanie Ginny. Po chwili ruda dotarła bezpiecznie do pociągu, a Zabini, zdążył w ostatniej chwili. Nikt nie ucierpiał, przynajmniej fizycznie nie. - Dziękuje Blaise! Nie sądziłam, ze mi pomożesz.– krzyknęła i rzuciła się w objęcia przyjaciółki, ciesząc się, że nie ucierpiały. - To że przyjaźnie się z Malfoyem, nie znaczy że jestem taką wredną żmija jak on.- Powiedział, za co wymieniony posłał mu mordercze spojrzenie, na co Blaise odpowiedział jedynie uśmiechem. - Widzisz Granger, wiewióra ma choć trochę kultury osobistej, nie to co ty. - Niby ja nie mam kultury?! Z własnej inicjatywy powinieneś mnie ratować!- I tak zaczęła się kolejna kłótnia. Blaise próbował pozbierać szkło, z rozbitej szyby, Ginny przerwać kłótnie przyjaciółki, a Nott spokojnie kończył kolejnego szluga. Nie spodziewali się jednak nagłej „wizyty” nauczycielki.Minevra McGonagall ustała na środku korytarz, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie zobaczyła, jednak żadne z osób, których dotyczyło jej oburzenie nie zauważyło jej. - Czy może mi ktoś powiedzieć co się tu dzieje?! - Pani profesor, witam! A więc znajdujemy się w pociągu do Hogwartu,, a ta szyba to.. tak nagle spadła..- Tak Zabini z pewnością. Nott co tu się stało?- Bo tutaj…- zaczął chłopak. - Była taka nieprzyjemna sytuacja..- powiedział Malfoy. - Ta szyba…- odezwała się Ginny. - Pękła tak jakby i musieliśmy….- dodała Miona. - Zaraz posprzątamy.- zakończył Blaise. - Granger? Malfoy? - Miałam taki nieudany pomysł…- zaczęła. - Żeby tu przyjść, pokłóciliśmy się.- tym razem odezwał sie tleniony. - A ja przez przypadek się potknęłam i szyba się rozbiła, ale nic nikomu się nie stało.- dodała ruda. A wszyscy czworo posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym Blaise dał Mionie znać na migi, żeby zasłoniła skaleczona nogę, nie chcieli przecież wszczynać jakiejś awantury. - Niech wam będzie. I tak prawdy się nie dowiem.- Minevra z niedowierzaniem pokręciła głową. - To my już pójdziemy.- powiedział Blaise, widząc, że nauczycielka naprawiła szybę jednym zaklęciem. - Nie unikniecie jednak kary. – kontynuowała.- za każde z was wasz dom traci 10 punktów, a więc Slytherin traci ich 30 a gryffindor 20. Oprócz tego jutro wszyscy macie szlaban. W bibliotece. Proszę się tam stawić o 16.- Smętnie kiwnęli głowami i powoli ruszyli do własnych przedziałów, tym razem prostą drogą, biegnącą wzdłuż pociągu, co ważne W pociągu.

piątek, 21 lutego 2014

Być szczęśliwym – to nie jest dobry znak.(...) cz. 1

"Być szczęśliwym – to nie jest dobry znak.

To dowodzi, że nieszczęście spóźniło się na pociąg i zaraz się pojawi."

(M. Aymé)

 
Hej! Kochani, przepraszam za opóźnienia i w ogóle, ale cały tydzień znowu zapracowany, przepisałam pół rozdziału i zajął tyle co pierwszy, wiec stwierdziłam, że podzielę go na pół, bo parę osób chcę już go dziś przeczytać. xD  Łapcie sb (jak kto chce): <3
https://www.youtube.com/watch?v=qNckOvqXE4I&list=PLfealWj1HvWkg2KqqKKrwzSqTK7xHjRq5&index=1
Rozdział wydaje mi się, że wyszedł całkiem ciekawy, ale nie mnie to oceniać. Jest trochę pokręcony i nie wiem czy na miejscu bohaterek tez bym tak zrobiła. Ale wszystko jest przecież możliwe. ;* Resztę pozostawiam w waszych rekach i liczę na komentarze. <3
Juliett ;*
Po chwili do przedziału wpadł Ron, zaczął krzyczeć na Malfoya. Ten wyglądał na lekko wystraszonego. Czyżby taka przemiana była w ogóle możliwa?! Biegła przed siebie nie zważając na nic, to wszystko jest bez sensu. Z rozmyślań wybudziło ją zderzenie, z kimś o głowę od niej wyższym. Podniosła wzrok, aby sprawdzić, kim jest ta osoba i o dziwo pierwszy raz widziała chłopaka na oczy. Stali tak chwilę w milczeniu, a ona wpatrywała się w jego czekoladowe tęczówki. „Wreszcie jakaś odmiana po stalowych oczach Malfoya” pomyślała. Jego oczy były tak ciepłe i miłe, że poczuła, że od razu mogłaby zaufać szatynowi. Ku jego zdziwieniu, jak i swoim własnym nie odsunęła się, przytuliła go. Czuła, że tylko tego potrzebowała. On odwzajemnił uścisk.
- Jesteś prefekt naczelną? Hermiona Granger? –spytał chłopak. W zasadzie musiała przyznać, że był przystojny. Miał brązowe włosy, zmierzwione os wiatru.-Tak. Skąd wiesz? – zdziwiła się- A ty jesteś?
- McGonagall mi o tobie mówiła, poza tym pisali o tobie i twoich przyjaciołach w „Proroku codziennym”. Jake McHarris. –przedstawił się. – Coś się stało? Jeśli mogę zapytać. - dodał. Był uroczy.
-Nie ma o czym mówić, po prostu tak wile spraw spadło mi na głowę, nie wiem już, co mam myśleć. Wszystko jest pokręcone. Przepraszam, pewnie cie zanudziłam.
- Wcale nie, nie przejmuj się, jesteś w Gryfindorze, prawda?
-Tak, a ty ? Co tu w ogóle robisz spytała brązowooka, która zaczęła się już powoli uspokajać.
-Przenieśli mnie z innej szkoły, uznali, że tam nie pasuje. A ja stwierdziłem, ze najlepszym rozwiązaniem jest Hogwart. Jeszcze nie wiem w jakim domu będę, ale chciałbym trafić do Gryffindoru lub Slytherinu.
-Tak rozumiem, jeśli będziesz miał jakieś kłopoty to wiesz gdzie mnie szukać.- Od razu znaleźli wspólny język. Wiedziała, że staną się przyjaciółmi.
-Muszę już lecieć, profesor McGonagall mnie wzywała! Do zobaczenia później! – pożegnał ją.
- Do zobaczenia,  jak coś to mów do mnie Miona!- krzyknęła na odchodnym. Z mocnym postanowieniem rozwikłania zagadki dziwnego zachowania ślizgonów, powoli ruszył w stronę przedziału.
-Tu jesteś! Szukałam cię! Nic ci nie jest?- w tym samym momencie, w którym chłopak odszedł, pojawiła się Ginny. Nie wiedziała dokładnie co się wydarzyło. Na razie nie miała zamiaru się o to pytać. Jeszcze nie teraz…
- Na Salazara Ginny! Przepraszam was! Ja sama nie wiem, co to było, ale po prostu musiałam coś sprawdzić, porozmawiamy o tym później, nie zauważyłaś przypadkiem nic dziwnego?
- Nie rozumiem.
-Powiedz mi tylko jak zareagowali Harry i Ron? Wiem, że nie wyglądało to najlepiej. – Załamała się.
- Gdy wyszli z szoku, jaki widok ciebie z Malfoyem w nich wywołał, zamilkli. Chcą, żebyś im wytłumaczyła. Próbowali zgadnąć, co się stało, ale nie potrafili.
- Tyko, że ja sama nie wiem, spotkajmy się dziś w nocy.
......................................................................................................................................................
Drzwi otworzyły się z łoskotem. Wściekły Malfoy oparł się o ścianę.
- Hahahaha, a więc ci się się udało. - Nott z rozbawieniem spojrzał na Draco.
- Dobrze ci radzę, nie odzywaj się! 
- Nie wykorzystałeś TAKIEJ szansy... Jesteś kretynem, wybacz.
- A może byście tak się Blaisem zainteresowali?! Naprawdę, jeszcze jedno słowo, a źle się to dla was skończy, nie żartuje...
- Drracusiu jesteś ciekawszy... - usłyszał głos Teodora, który był szczerze rozbawiony. Nawet głupiej Granger nie potrafisz uwieść! A co najlepsze pod wpływem zaklęcia!!- tym razem blondyn nie wytrzymał i dosłownie rzucił się na chłopaka.
- Odwołaj to!- Powiedział przystawiając mu różdżkę do gardła.
-Opanuj się!- Blaise odciągnął go na bok.
- Chodźmy zapalić.- Zaproponował Nott, który dopiero, co ochłonął po ataku Draco.- A tobie Blaise, udało się? -Dorzucił po chwili, a ten pokręcił przecząco głową, na co Theo wybuchnął śmiechem, za co został spiorunowany wzrokiem. Po chwili wszyscy trzej wyszli na korytarz.
.........................................................................................................................................................
Nie chciało im się jeszcze wracać do przyjaciół. Kilkanaście metrów dalej Ron i Harry gorączkowo dyskutowali o tym, co zobaczyli. Żadnemu z nich to się nie spodobało. Dlaczego Ginny i Miona nagle zaczęły rozmawiać ze ślizgonami?! Jeszcze żeby tylko rozmawiać. Coś tu nie jest tak jak powinno. Hermiona nawet nie spostrzegła, że przeszły już pół pociągu i wciąż szła naprzód. Po chwili została wyrwana z marzeń i przywrócona do rzeczywistości przez gwałtowne pociągnięcie przez rudą. Gin wyczuła drażniący zapach tytoniu i śmiechy, z pewnością należące do uczniów domu Salzara Slytherina, a konkretnie Draco, Blaisa i Teodora. Nakazała przyjaciółce milczenie. Z całego serca nie chciała ponownie spotkać żadnego z nich.
-To Malfoy - szepnęła Miona ze złością.
- I Zabini...-dodała najmłodsza latorośl Weasleyów.
- I Nott. - Po chwili zastanowienia powiedziała pierwsza z nich. Prowadzili żywą dyskusje na bliżej nie znany gryfonkom temat, a Nott co chwila wybuchał śmiechem, co jeszcze bardziej wkurzało Malfoya.
- Najwyraźniej czasem nienawiść potrafi zepsuć nawet najlepszy plan.- odparł Malfoy.
- Masz się za najlepszego, a Granger nie umiesz uwieść! Gdybyś naprawdę był tak świetny to bez problemu poradziłbyś so…
- Dość! Nic nie rozumiem. Ty.. ty… Nie sądziłam, że możesz być taki podły! I co z tego masz?! !- wyszarpała się Ginny i wyszła zza rogu, z przyjaciółka uczepiona do ramienia.
- Przegrał zakład, więc nie ma żadnych korzyści.- wtrącił z uśmiechem Nott.
- Nie nazywaj mnie tak!- zwrócił się do gryfonki.
- A jak mam cię nazywać?! Nie poradziłeś sobie ze mną nawet gdy byłam pod wpływem zaklęcia!!! Ty.. ty mendo społeczna ty! Zarozumiała tchórzofretko! Nie sądziłam, że mógłbyś tak postąpić!!!- wpadła w szał i rzuciła się na niego z pięściami. Chwilę zajęło im odciągnięcie jej od chłopaka, gdyż gryfona wierzgała się na wszystkie strony.
- Temperamentna dziewczyna z ciebie, Granger.- powiedział Zabini.
- Już?! Opanowałaś się?! To mnie teraz  przeproś. –Blondyn spojrzał na nią z wyższością.
- Co?! To ty powinieneś mnie przepraszać! Rozumiesz?! Nienawidzę cie!- znowu zamierzyła się żeby go uderzyć, ale złapał jej rękę w locie. Zaczęła krzyczeć , że ma ją zostawić. Dopiero gdy się uspokoiła puścił jej dłoń i wypuścił dym z papierosa prosto w twarz. Dziewczyna zaczęła kaszleć, a rozbawieni ślizgoni z trudem ukrywali rozbawienie. Wiedziała, że chciał ją ośmieszyć. Miała nadzieją, że Gin zrozumiała, po co to wszystko robi.
- Musiałem cię trochę… hmm… zgasić.
- Myślisz, że TO było śmieszne?! Mnie jakoś nie bawiło!
- Granger, daruj sobie.
- Co ty widzisz we mnie śmiesznego?
- Ojj, długo zajęłoby mi wyliczanie.- zlustrował ja od góry do dołu i skrzywił się.
- Ginny idziemy! Nie wytrzymam ani minuty w towarzystwie tych idiotów!- A przy słowie „idiotów” patrzyła prosto na Malfoya.
- Coś mi się zdaje, że musisz mnie jeszcze przeprosić.
-To ci się źle zdaje.- ruszyła przed siebie wymijając ślizgonów i ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Szły przed siebie, by móc w spokoju porozmawiać.
- Nie żeby coś… ale pomyliłyście strony.- napomknął Blaise.
- Nie powinno cie to interesować, a poza tym my dobrze wiemy dokąd idziemy.- Odkrzyknęła Ginevra.
Szły przed siebie, aż wreszcie zniknęły im z pola widzenia.
- Chyba rozumiem o czym mówiłaś.
-Więc masz odpowiedź, co stało się w przedziale.
- Może wracając czegoś się dowiemy. -zaproponowała.
-Nie! Zorientują się, że my wyczuwamy, że coś jest nie tak.
- Racja. To może tu poczekamy trochę, potem sobie pójdą.- zaproponowała nieśmiało ruda. Nagle oczy drugiej z nich rozbłysły, a na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.
- O czym myślisz…?-  spytała z przestrachem Ginny. – To m-może tu już zostaniemy lepiej…- Jednak brązowookiej ten pomysł nie przypadł do gustu. Biedna Ginny. Nie miała nawet szansy, aby zaprotestować. Przyjaciółka złapała ją za łokieć i ciągnęła za sobą. Po chwili obie biegły. Zdyszana ruda była wyjątkowo zaniepokojona, a nawet można by powiedzieć wystraszona.  Wiedziała, że zachowanie Miony nie wróży nic dobrego. Ostatnim razem, gdy tak zareagowała nie skończyło się to dla nich najlepiej. Nagle ruda szarpnęła przyjaciółkę i zdyszana zaczęła z nią rozmawiać.
- Miona… Co ty chcesz? Gdzie tak pędzisz? Powiedz mi, co zamierzasz, bo to na pewno nie jest nic dobrego!
-To jest jedyne wyjście! Jedyne. I to jeszcze takie świetne… Nigdy w życiu nie robiłaś czegoś takiego. Będziemy ich swobodnie podsłuchiwać, wiem, e nie powinnam, ale musimy. Nie możemy zapomnieć, że byli śmierciożercami. jest 70% szans, że to ma coś wspólnego z tym!- mówiła z rozmarzeniem.
- Może zostawimy to na później..,
- Już prawie jesteśmy. Obiecuję, to nie jest nic złego.- Ruda nie miał siły się kłócić, wiec posłusznie poszła. Po chwili znalazły się na końcu pociągu.
- Powiesz mi wreszcie?! Zniecierpliwiła się?!
- Jasne, chodź na zewnątrz.
- Coo?!- szczeka dziewczyny rozbiła się z głośnym trzaskiem o podłogę.
 No, no chodź.- nie widział w tym nic dziwnego.
- A-ale..- odebrał jej mowę, więc z ociąganiem wyszła za przyjaciółka. Gdy znalazła się na niewielkim balkonie na końcu pociągu, nie spostrzegła tam przyjaciółki. Zbladła. Zamarła z przerażenia.
-Miona?? Miona! Gdzie jesteś?!- Widziała jak ziszczają się jej najczarniejsze wizje. Czyżby leżała parę kilometrów dalej na torach?! A jeśli nie żyje?! Głośno oddychała, serce biło coraz szybciej.
- Czego się tak przestraszyłaś?- usłyszała głos przyjaciółki. Nerwowo rozglądała się, w obawie, że ten głos to jedynie wymysł jej wyobraźni.
- Ginny! Chodź! Szukasz czegoś?!- dziewczyna obróciła się i spostrzegła swoja przyjaciółkę na dachu. Przetarła oczy, nie dowierzając w to co ujrzała.
-Czy ty zgłupiałaś?! Złaź stamtąd! Już! W tej chwili, nie chce potem szukać twoich szczątków.
-A masz lepsze wyjście?!
-To.. to ja już wole wracać tamtędy.- "Nafochała" się.
- Naprawdę chcesz przechodzić obok tych szui?! – brązowooka wiedziała, że to podziała na jej przyjaciółkę. – No chodź! - podała jej rękę, a ta złapała ją  i podciągnęła się powoli. Obie znalazły się na dachu. Oniemiała Ginny, nie potrafiła uwierzyć, że właśnie chodzi po dachu. Mało tego. Za namową Hermiomy Granger, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Hermiona jednak nie oglądała się ruszyła powoli przed siebie rozkoszując się widokiem i zostawiając Weasley w tyle. Czuła się wolna. Wolna jak nigdy. Tego potrzebowała, chwili wytchnienie i zapomnienia o wszystkim. Czuła jak wiatr przenikał przez cienką tkaninę jej bluzki, otulając ją. I chodź przynosił chłód, ona nie czuła zimna. Wypełniała ją radość, dziwna radość. Radość płynąca z wolności. Była w zadziwiającej zgodzie z naturą. Wokół rozpościerał przepiękny widok. Szczyty gór zanurzone w chmurach. Lasy, których końca nie było widać. Wszystko zdawało się wnikać w jej skórę. Po chwili ujrzała ciemność, czarne ,burzowe chmury. Coś jakby przebłysk. Twarz Rona wykrzywioną w dziwnym, złowrogim grymasie wyłoniła się z cienia. Coś zaczęło zbliżać się w jej kierunku. Czarna postać.  Strach. Zaczęła krzyczeć po chwili straciła równowagę i upadła. Wiatr, zawrotna prędkość pociągu, wszystko to sprawiło, że ześlizgnęła się z dachu. Siłą rąk utrzymywała się, by nie spaść.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Ginevra szła powoli. Zachwyt, w który wprawiał ja krajobraz dookoła był nieporównywalny z niczym.  Cieszyła się, że Miona namówiła ją na to. Przyspieszyła kroku, by dogonić przyjaciółkę, która już prawie zniknęła jej z pola widzenia. Dopiero teraz dostrzegła że powierzchnia pociągu jest wyjątkowo śliska, że pociąg wciąż przyspiesza, i że wiatr , który wydawał się cudownie smagać jej włosy, wcale nie jest przyjemny. Wybudzała się z transu, w który wpadła podziwiając wszystko wokół. Teraz niepokoiła ją jej sytuacja. Nagle usłyszała przeszywający krzyk. Po chwili nie widziała już swojej przyjaciółki. Z bijącym sercem pobiegła przed siebie do miejsca gdzie przed chwila znajdowała się Miona. Dostrzegła ją uczepioną rękami do dachu. Czym prędzej pochyliła się i złapała ja za ręce. Obie miały łzy w oczach. Ginny krzyczała ile tylko miała sił, mając nadzieje, że ktoś je usłyszy…
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
- Nott, tak cie to bawi?! To sam spróbuj je uwieść. –wkurzył się Malfoy.
- Nie dzięki nie potrzebuję niczego sobie udowadniać. W przeciwieństwie do was.- potem mówił coś jeszcze, ale jego towarzysze już nie słuchali. Z głupimi minami patrzyli za okno. Z niedowierzaniem przecierali sobie oczy. Po chwili nawet Nott raczył spojrzeć w tym kierunku. Jego również zatkało.
- Czy  wy tez to widzicie?!- spytał Blaise.
- Co Granger robi..?- oniemiały Malfoy zdołał wydukać tylko trzy słowa.
- One są nienormalne…- powiedział Blaise.
- Widzicie, wy „niedobrzy” nastraszyliście gryfoneczki, że wolały chodzić po dachu, niż przejść obok.- skomentował to Nott.
- Co ty nie powiesz?- Malfoy rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
- Nie chce przerywać rozmowy, ale ona chyba potrzebuje pomocy. – włączył się do rozmowy Blaise.
- Nie chyba tylko na pewno. – zlustrował całą sytuację Teodor. Nim zdążył dokończyć blondyn już znalazł się przy oknie. Nogi dziewczyny powiewały na wietrze, jakby nic nie warzyły. Jej ciało było wygięte w nienaturalnej pozycji. Na pierwszy rzut oka było widać, że długo nie wytrzyma w tej pozycji. On dobrze o tym wiedział. Niewiele myśląc przypadkowym przedmiotem wybił szybę.
- A ty co taki chętny do pomocy?! Nawet jej nie znasz. - zaśmiał się Nott, który wciąż najchętniej wypominałby mu ostatnią „porażkę”.
- Nikomu nie życzę śmierci, a tak się składa, ze za parę kilometrów dojedziemy do mostu..

poniedziałek, 17 lutego 2014


Przeepraaszaam, kochani! Miałam dodać do końca tygodnia, ale nie dałam rady... Przepraszam was. Obiecuję, że do piątku wstawię. Rozdział napisałam już ponad 2 tygodnie temu, ale moje tempo przepisywania jest strasznie kiepskie. Przepisanie jednej strony w Wordzie zajmuje mi godzinę. ;/ Jeszcze w tym tygodniu tyle sprawdzianów, szkoła muzyczna itp. Przepraszam za opóźnienia.
Juliett :*

poniedziałek, 3 lutego 2014

To się nie miało prawa zdarzyć!

Siedziała patrząc tępo w krajobraz rozpościerający się przed nią z okna pociągu. Cieszyła się, że znów znajdzie się w Hogwarcie. Mimo to wyglądała na przygnębioną. A to, dlatego, że jadąc tak w ciszy wreszcie miała czas na zastanowienie. Nie to żeby nie miała go w Norze, gdzie spędziła całe wakacje, lecz tam wciąż panowała ponura atmosfera. Wszyscy myśleli o Fredzie… A ona czuła, że jest ciężarem, szczególnie teraz, kiedy Wesleyowie mają własne problemy. Potrzebowała zostać chwilę z przyjaciółką. Pragnęła poczuć się bezpiecznie tak jak czuła się przebywając z Ginny. Tej niestety nigdy nie mogła zastać, bo albo wychodziła z Harrym, albo odwiedzała Freda. Teraz wreszcie była z nią sam na sam. Nie przeszkadzała jej cisza zalęgająca między nimi, wręcz przeciwnie. Zaczęła rozmyślać o szkole... Szkole, w której spędziła 7 najważniejszych lat w swoim życiu. Przywiązała się do Hogwartu. Czyżby to miał być koniec? Ostatni rok zapowiadał się bardzo dobrze wręcz wspaniale, ale ona i tak czuła smutek, mając świadomość, że później już nigdy nie powróci tam jako uczennica. Dziękowała losowi, że ma jeszcze jeden dodatkowy rok. Gdyby nie to… Wolała o tym nie myśleć, bo teraz szkoła stanowiła dla niej dom, jej własnego już nie było. W zasadzie nie miałaby, dokąd wrócić po wojnie, gdyby nie przyjaciele. Pełna troski i żalu zdała sobie sprawę, że ktoś woła ją mniej więcej od pięciu minut..
-Halo, Miona!!! Słyszysz mnie? Co o tym myślisz?- spytała Gin.
-Ah tak, wspaniały pomysł! – Odpowiedziała mając nadzieje, że przyjaciółka nie zauważy, że nie ma pojęcia, o co jest pytana.
-Dobra, mniejsza z tym.- Powiedziała zdradzając swym uśmiechem, że wie. iż Hermiona nie ma bladego pojęcia, o czym jej przed chwilą mówiła.-O czym tak rozmyślasz? A może, o kim…?
-Ginny! Ja nie mam nawet, O KIM rozmyślać.- Oburzyła się Herm- Tak sobie myślę, że..
- A Ron?!- Zaciekawiła się.
- Co?! Kpisz sobie? Ron jest naprawdę bardzo miły, sympatyczny i w ogóle, ale.. Jesteśmy przyjaciółmi, a on.. on nigdy by na mnie nie spojrzał w taki sposób.- Stwierdziła brązowooka.
-No jak nie! Przecież cały czas pod twoją nieobecność mówi o tobie. Mniejsza z tym. A tak naprawdę to, o było powodem twojego zamyślenia?- Spytała.
- Bo wiesz za rok już tu nie wrócimy… W sensie do Hogwartu….
-Tym się nie martw. Żyje się tylko raz, więc staraj się, żyć najlepiej jak potrafisz. Wiem, że może cię tym nie pocieszyłam, ale uwierz mi ten rok będzie niezapomniany!- Mówiła podekscytowana ruda.
-No dobrze, rozumiem. Teraz będzie już tylko lepiej a my, jako absolwentki musimy dawać dobry przykład i nie martwic się takimi rzeczami- powiedziała wbrew temu, co czuła.
-Właśnie. A teraz daj mi tę swoją książkę, którą niedawno tak chwaliłaś, bo tu jest okropnie nudno.. Harry z Ronem chodzą po całym pociągu i nieprędko się tu zjawią.- Gdy tylko ją otrzymała zatopiła się w lekturze.
Miona znów zaczęły męczyć smutne myśli. Co się dzieje z jej rodzicami? Musiała przyznać, że bardzo jej ich brakowało. Tęskniła za nimi. Bała się, co będzie jeśli Voldemort wróci ... Musi ich odnaleźć i zrobi to, gdy tylko skończy szkołę chyba, że znajdzie czas na poszukiwania wcześniej... Spojrzała na przyjaciółkę, którą wciągnęła mugolska książka i z wypiekami na twarzy czytała zafascynowana nowym, nieznanym jej światem mugoli Później Hermiona rozejrzała się po przedziale, a na końcu znów wyjrzała za okno. Było pięknie. Jesień, która nadeszła niezauważona, tutaj dawała się dostrzec. Drzewa mieniły się rożnymi kolorami. Każdy z liści miał inny odcień: seledynowy, malachitowy, miętowy, jaskrawozielony, pistacjowy... Dominująca zieleń dawała jej nadzieje. Smutek odszedł niepamięć. Czuła, że cokolwiek postanowi, nie zawiedzie się. Będzie się świetnie bawić prze ten rok w Hogwarcie. Pożółkłe liście nadawały uroku temu wczesnojesiennemu krajobrazowi. Niewielkie jeziora w środku lasu, które mijali sprawiały, że czuła się lepiej. Widziała to już wiele razy, ale nadal budziło w niej zachwyt. Czuła się jakby właśnie wracała do domu. Usiadła wygodnie i już miała przerwać Ginny czytanie i porozmawiać z nią, gdy usłyszały odgłos otwieranych drzwi.
- I jest nasza szlamcia! Hej wiewióra, co tam porabiałyście ze szlamowatą przez wakacje?- Tylko jedna osoba potrafiła tak zepsuć jej humor. Tylko jednej osoby tak nie cierpiała- Malfoy. Podniosła wzrok i spojrzała w te hipnotyzujące błękitno-szare oczy. Ten widząc jej wściekłe spojrzenie, uśmiechnął się przebiegle. 
- Odwal się Malfoy! Nie udawaj, że to cię obchodzi!- Krzyknęła, czując że coś jest nie tak.
- Nie rozmawiam z tobą! Co wiewióra, zatkało? Pierwszy raz masz możliwość rozmawiać z osobą tak idealną pod każdym względem? Ech… Rozumiem cię rozmawiasz z najseksowniejszym chłopakiem w Hogwarcie.. – Wdzięczył się Malfoy. To też nie było do niego podobne. Co tu się dzieje?!
-Ej, a ja?- Włączył się do rozmowy Zabini, po czym zaśmiali się jakby fakt, że są najprzystojniejsi w Hogwarcie był rzeczą oczywistą. Ginny tez zauważyła jakąś zmianę, jednak zignorowała to.
-Zbyt wysoko się cenisz Malfoy….- Powiedziała niby od niechcenia brązowooka.
-Kto tu się zbyt wysoko ceni panno ja- wiem-wszystko-lepiej Granger?- Powiedział chłopak.
-Czego chcecie? Zgubiliście coś? Idźcie sprawdzić czy was nie ma w waszym przedziale!- Broniła Mionę ruda.
-Wiewióra pokazała pazurki.. uuu..-Zakpił Blaise, tego nie dało się przeoczyć ani on, ani jego tleniony przyjeciel nie byli sobą. Może jest to wynik wojny, zastanawiała się Hermiona, trudno jej było jednak w to uwierzyć/
-Żebyś wiedział! A teraz możesz stąd iść! W zasadzie musisz!
-Mnie się nie rozkazuje. -Przestrzegł ją- A tak poza tym to lubię tę ostrą wersje.- Szepnął jej do ucha, a ruda zadrżała. Po czym dodał znów szeptem- Bez ciebie się nie ruszam…- Czemu sprawiło jej to przyjemność? Przecież miała Harrego… 
-Blaise! I po co uwodzisz tę gryfonkę? Jeszcze ci wybraniec wpier.. sory szlamciu wiem, że przy tobie nie powinno się używać takich słów.. zrobi ci krzywdę- Draco uśmiechnął się rozkoszując się widokiem brązowookiej, która wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości. Teraz była pewna, Malfoy się tak nie zachowuje, przecież jest "wysokiej klasy arystokratą", cóż, piekielnie denerwującym arystokratą,ale nigdy w ten sposób.
-Przestań ona nigdy by go nie zechciała!- Zawołała udają oburzenie.
-Tak myślisz...? Chcesz się przekonać...?
- Nie, bo ja to wiem i nie potrzebuje dowodów!
-Boisz się, że wiewióra by mu uległa prawda?- Wyraźnie bawiła go ta sytuacja.
-Nie! Niczego się nie boję ty... ty szujo wredna!- Jej wyzwisko rozbawiło go jeszcze bardziej.
-A mnie....- Postanowił podejść ją z innej strony.
- Co ciebie?!- Udawała, że nie zrozumiała.
-Zostawmy ich samych.. –Zaproponował Gin Blaise. – wyjdźmy.. RAZEM.
-Nie, nie zostawię jej z nim!- Zaprotestowała, a ten za pomocą siły wyprowadził ja z przedziału. Ruda wyrywała się, lecz chłopak był o wiele wyższy i silniejszy.Owszem Hermiona mogłaby wyjść, trzasnąć drzwiami, użyć zaklęcia i czym prędzej znaleźć się na korytarzy, ale wiedziała, że nie może. Coś w jej wnętrzu nakazywało jej zostać. Musi się dowiedzieć, zrozumieć, o co tu chodzi. Tacy ludzie się nie zmieniają. W takich momentach jak ten nienawidziła swojej wrodzonej ciekawości. 
- A więc zostaliśmy sami… Wiem, że tego właśnie chciałaś. Specjalnie się ze mną sprzeczałaś. -Mówił zmysłowym głosem Draco. 
-Nie chciałam żadnego tego! Masz stąd wyjść, rozumiesz?! Mam ci pokazać gdzie są drzwi?!- Odepchnęła go, testowała jego wytrwałość, kiedyś z pewnoscią zacząłby na nią krzyczeć, wyzwałby od szlam i wyszedł trzaskając drzwiami. On, jednak podszedł do niej jeszcze bliżej, a jedną rękę oparł o ścianę tuż koło jej głowy.
-Granger, nie zaprzeczaj- powiedział groźnie- Już nigdy więcej mnie nie uderzysz, rozumiesz? –Szepnął lodowatym głosem. Musiała przyznać, że wzbudził w niej lęk… Mimo to coś ją do niego ciągnęło. I z trudem opierała się temu… Nagle zobaczyła na jego przedramieniu znak śmierciożercy.
-Ty.. ty.. znaczy..-wyszeptała. Dzieliła ich odległość zaledwie kilku centymetrów. Zobaczył, że dziewczyna patrzy się na jego znak. Naiwny. Prawdziwy Malfoy nawet, gdy odszedł od Czarnego Pana, nigdy tego nie żałował.
- Widzę, że się mnie boisz Granger… I rozumiem to, ale nie jestem śmierciożercą... Wiem też, że pragniesz mnie, pragniesz żebym tu był. Paradoksalne, ale prawdziwe… Jesteś naprawdę dziwną osobą, szlamo.
-Ty mi..-Zaczęła nie przejmując się wyzwiskiem, którego użył kolejny już raz. Zauważyła, że chłopak traktuje ją z góry, ale co dziwne wyjątkowo nie przeszkadzało jej to, teraz wydawał się być zabawny, jednak była dobrą aktorką. Wierzył w każde jej słowo, musiała wypróbować dokąd się posunie. Widział jak gryfonka stopniowo ulega mu…
-Tak czytam ci w myślach i nic przede mną nie ukryjesz..-Nagle usłyszeli łomot, ktoś dobijał się do drzwi.- Colloportus! –Zamknął magicznie drzwi.- Teraz nam nie przeszkodzą…
-Co chcesz..Zrobić?- Spytała niepewnie.
-Nic, czego ty nie chcesz...- Szepnął i powoli zbliżył głowę w jej kierunku.
-Cały czas wypominasz mi, że jestem szlamą, że przemądrzała i wiele innych rzeczy a teraz?- Powiedziała cząstka jej, która pragnęła go powstrzymać. Co jeśli to prawdziwy to jakaś dziwna gra żeby ją ośmieszyć?! Próbowała zapomnieć o świecie, o tym wszystkim, o tym, że to może być jedynie ślizgońska gierka, o tym, że przez niego tyle razy płakała…Ona już nawet się temu nie opierała… Te błękitno-szare oczy wgapione w nią… Topiła się w nich, musi się przełamać dla dobra sprawy.  Spuściła wzrok. Na co on szepnął z czułością „Patrz na mnie”. Spojrzała. Z niechęcią musiał przyznać, że pragnął jej, był pewien że ona czuje to samo. Pocałunek musiał nadejść… „Odpowiedz mi” szepnęła nieśmiało. Odpowiedział jej jeszcze tylko na pytanie, które zadał jak mogłoby się wydawać lata świetlne temu.
-Teraz chce ci pokazać, co by było gdybyś nie była szlamą, gdyby każdy cię pragnął i gdybyś nie była przemądrzała… -szeptał. Ich usta zbliżały się niebezpiecznie… Co ja robię? I co tak w jednej chwili mam mu wybaczyć te wszystkie przykrości przez tak wiele lat? Ratunku! Krzyczała w duchu. Powinnam odejść. Powinnam zrobić to 10 minut temu, gdy... gdy to się zaczęło..  Muszę… Ale dlaczego? Ja go przecież nienawidzę… On po prostu taki jest, żadna magia. Może taki był od zawsze, skąd mogła to wiedzieć. - myślała. Musiała przyznać, że wolała tą poprzednią wersję.
-Alohomora- usłyszeli głośny krzyk a do przedziału wbiegło naraz wiele osób. 
***
-Puść mnie! Słyszysz?! Natychmiast ja muszę tam wrócić! On! On jej może coś zrobić, nagadać..
-Ja tez mogę ci „coś” zrobić… Tym się nie martwisz?- Spytał Zabini. Spiorunowała go wzrokiem.
-Ja mam Harrego, więc nic mi nie zrobisz… Chodziło mi o to, że jej coś znowu nagada i ona będzie smutna… Znów będzie płakać… I nie wiem, czemu ci się zwierzam, ale masz mnie do niej puścić.-Krzyczała.
-Ehh to się nazywa urok osobisty. –Powiedział i spytał po chwili-To ona płacze?
-Co? Ona też jest człowiekiem!! Ta wasza dyskryminacja ludzi z mugolskiej rodziny mnie dobija, po prostu… -zaczęła go ochrzaniać.
-Przestań! Chodziło mi o to, że wydaje się taka silna i że ona nigdy..
-Nigdy nie płacze? To tylko pozory, musi udawać silną, gdybyś ty miał tyle problemów, co ona to zobaczyłbyś, że to nie takie proste. Szlak! Znowu ci się zwierzam..- mówiła ruda.
-Już mówiłem –urok osobisty… -spojrzał jej prosto w oczy.-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś piękna?
-Tak, Harry!- Powiedziała groźnie. Zabini jeszcze nigdy nie był takim kretynem.
-Wybraniec to sobie może.. Masz takie piękne oczy… -zbliżał się w jej kierunku.
Nagle usłyszeli głośny krzyk.
-Zabieraj te łapska od mojej dziewczyny! Słyszysz?! Nie dotykaj jej!- nim Zabini zdążył zobaczyć, o co chodzi, dostał z liścia prosto w twarz. To był wybraniec.
-Ej! My tylko rozmawialiśmy! –Mówił trzymając się za pulsujący policzek.-Za co to?!
-Ty już dobrze wiesz, za co. Wy nie macie, o czym rozmawiać! Co od niej chciałeś?!- Spytał chłopiec-który-przeżył.
-Właśnie! Nie dotykaj mojej siostry!- włączył się do dyskusji Ron- Gdzie Miona?
- Widziałeś się z nią niecałą godzinę temu. Już tęsknisz?- Zakpił Harry. Rudy puścił tę uwagę mimo uszu.
-Gdzie ona jest?!-spytał zaniepokojony.
-T-tam…- Ginny wskazał niepewnie drzwi przedziału.
-Sama? –spytał.
-Ma schadzkę ze Smokiem. Nie przeszkadzaj…- zaśmiał się, ale tylko jego rozbawiła ta uwaga.
-A tak na serio?! Jest tam z Malfoyem? Co ona tam robi?!- Zapytał wściekle rozglądając się i lustrując każdego z osobna. Wyczytał z ich min, że tak właśnie jest.- Zostawiliście ją z nim?! Sam na sam? Czy was naprawdę…? Tego już za wiele! Zabini wynoś się stąd! Ron, te drzwi są zamknięte na zaklęcie, odblokuj je! I wywalimy stamtąd tego idiote!- Rozkazywał Harry.
-Z szacunkiem, proszę! Nie mogę iść czekam na Smoka…-powiedział Blaise.
-Dobra, z wami policzę się później- powiedział patrząc na Ginny i Zabiniego.
 -Alohomora!- Usłyszeli krzyk Rona. Zaraz potem drzwi otworzyły się.