czwartek, 20 marca 2014

Miniaturka "Córka marnotrawna"


Mówiłam że wstawię miniaturkę Kasi, a więc proszę. ;) Oto ona, jest to opowiadanie, które kiedyś pisała na polski. Tematem jest "córka marnotrawna". Prześlicznie wyszło, sądzę, że ciekawiej niż dotychczas mój blog, a na następny rozdział obawiam się, że będziecie musieli jeszcze poczekać. Tym razem bez żadnego linku. ;* Autorką jest Kasia Żółtowska. <3 Treści nie będę zdradzać, sami przeczytajcie ;).

„Nareszcie koniec zajęć” - pomyślałam słysząc długo oczekiwany, szkolny dzwonek.
Wychodząc z pracowni chemicznej wyjrzałam przez okno i ujrzałam majestatyczne, złociste słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Po raz ostatni spojrzałam na tablicę pokrytą szczerze znienawidzonymi przeze mnie wzorami chemicznymi i z promienistym uśmiechem wyszłam z sali.
           Stałam na parkingu, czekając na moją starszą siostrę, kiedy ktoś przykuł moją uwagę. Stał niedaleko awaryjnego wyjścia i nonszalancko opierał się ścianę budynku. Jego wygląd był naprawdę oszałamiający. Kruczoczarne włosy, blada cera, głębokie, jasnoniebieskie oczy i ten piękny uśmiech, który tak rzadko schodził z jego twarzy. To właśnie był cały mój Adam. Kiedy zauważył, że na niego zerkam, skinął na mnie dłonią i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Nie zawracając sobie dłużej głowy moją spóźnialską siostrą, ruszyłam w jego kierunku. Gdy wreszcie udało mi się przebić przez tłum uczniów wracających do domu, Adam opowiedział mi o wycieczce, którą planuje ze swoją paczką przyjaciół. Bardzo spodobał mi się pomysł zwiedzenia kraju - zawsze lubiłam podróże. Postanowiłam, że jeszcze dziś opowiem o tym mojej mamie. Kończąc rozmowę z moim chłopakiem usłyszałam wołanie siostry i szybko ruszyłam w jej kierunku. Pół godziny później byliśmy już w domu i to bardzo dużym domu- nasza rodzina była dość zamożna. Jedząc z bliskimi wykwintny obiad opowiedziałam mojej mamie o pomyśle Adama, z początku wcale jej się to nie spodobało. Poczułam się urażona brakiem zaufania ze strony matki, dlatego od razu po posiłku zamknęłam się w swoim pokoju. Uwielbiałam to miejsce. Co najważniejsze byłam tu sama, współczułam dzieciom, które miały wspólny pokój z rodzeństwem, dla mnie to było nie do pomyślenia. Mój pokój był dość dużym pomieszczeniem, miał dwa duże okna z widokiem na podwórko, które ozdabiały różowe zasłony. Po przeciwnej stronie okien stało dwuosobowe łóżko z baldachimem, także różowe. Po lewej stronie było biurko, na którym stał komputer i trzy duże drewniane regały na książki, natomiast po stronie prawej znajdowała się ogromna, dębowa szafa wraz z komodami i rozmaitymi kuframi na ubrania. Oczywiście nie zabrakło tu także ścian ozdobionych plakatami moich idoli i zdjęć z moich dziecięcych lat oraz dużego lustra znajdującego się na drzwiach szafy. Na środku pokoju leżał mocno różowy, perki dywan, a nad nim wisiał dość duży kryształowy żyrandol.
Zmęczona minionym dniem od razu się położyłam i chwilę później już błogo spałam. Następnego ranka postanowiłam, że nie spocznę do póki mama nie zgodzi się na wyjazd. Tego dnia naprawdę nie dawałam jej spokoju, dlatego zgodziła się na moją wymarzoną wycieczkę jeszcze przed obiadem. Kiedy wreszcie się zgodziła i dała mi dużą sumę pieniędzy, które posiadała, byłam szczęśliwa jak nigdy. Uścisnęłam moją mamę i pobiegłam prosto do pokoju pakować walizkę podróżną. W międzyczasie pokłóciłam się z siostrą - czasami potrafi być naprawdę denerwująca. Kiedy skończyłam przygotowania do wyjazdu, zadzwoniłam do Adama i szczęśliwa zaczęłam krzyczeć, że mogę z nim wyruszyć - mam nadzieję, że nie stracił słuchu. Zaplanowaliśmy wycieczkę i ustaliliśmy godzinę wyjazdu, dokładnie jutro o godzinie 10:00, przed jego domem. Kolejnego słonecznego dnia, chwilę przed wyjazdem, wybiła godzina pożegnania z rodziną. Świadoma, że tęsknota za bliskimi nie da mi spokoju, z wymuszonym, sztucznym uśmiechem podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam. Mama zaczęła głaskać mnie po głowie, a następnie odsunęła mnie od siebie, by móc spojrzeć mi w twarz.
 - Uważaj na siebie córeczko - powiedziała drżącym głosem.
 - Oczywiście mamo. Nie martw się, to tylko kilkunastodniowa wycieczka.
 - Pamiętaj, że cię kocham i twój tata również, gdyby tu  był… Ale wiesz, że nie może być tutaj z nami - dodała mama.
 - Przecież nie odchodzę na zawsze, jeszcze mnie zobaczysz. Mówisz jakbym szła do wojska i miała już nigdy nie wrócić - zażartowałam, ale mina mamy była poważna.
 - Do zobaczenia słonko - pożegnała się i także wymusiła uśmiech.
Jeszcze raz ją przytuliłam, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę furtki, ale miałam wrażenie jakbym o czymś zapomniała. Siostra. Zapomniałam o jednej z najbliższych osób w moim życiu. Szybko odwróciłam się i pomachałam jej na pożegnanie, ale ona tylko skinęła głową. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze się na mnie gniewa. Głośno wzdychając po raz ostatni spojrzałam na mój kochany dom i ruszyłam w kierunku domu Adama, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać. Byłam taka szczęśliwa z powodu podróży, że ta radość mogła rozerwać mnie od środka, ale niestety jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakie nieszczęścia potrafi  przynieść los. Cały następny dzień jechaliśmy dużym busem, aby odwiedzić jakieś wielkie miasto. Trochę mi się nudziło, ale tego wieczoru wschodzący księżyc był naprawdę piękny, aż ciężko było oderwać od niego wzrok, tak więc wieczór spędziłam na wyglądaniu przez okno i oglądaniu nocnego nieba. Dwa dni później postanowiliśmy wprowadzić się do jakiegoś hotelu, znudziło się nam już ciągłe spanie w samochodzie, chcieliśmy pożyć trochę w luksusie. Od spania w busie bolały nas plecy, a twarda tapicerka wbijała się w kręgosłup. Trzeciego dnia, po południu siedziałam już w jacuzzi na balkonie mojego pokoju hotelowego. Życie w pięciogwiazdkowym hotelu wyglądało zupełnie inaczej niż normalne. To było błogie i spokojne życie w samych luksusach - cudownie. Zapowiadało się naprawdę świetnie. Obsługa przychodziła na jedno skinienie palcem, jedzenie było wyśmienite, a w pokoju stały wyłącznie najwygodniejsze meble. „Mogłabym tu zostać na zawsze” -pomyślałam rozmarzona. Tego dnia zupełnie zapomniałam o mojej troskliwej, zmartwionej mamie i o mojej kochanej, ale czasami bardzo złośliwej starszej siostrze. Zapomniałam, że przyjechałam tu zwiedzać, a nie siedzieć w jacuzzi. Do tej pory zobaczyliśmy jedynie dwa muzea. Te wszystkie wymarzone rzeczy i luksusy całkowicie mnie zaślepiły. Wieczorem Adam, ja i reszta znajomych udaliśmy się do jednego z klubów. Kiedy byliśmy już blisko tego miejsca oślepił mnie gigantyczny neon znajdujący się na budynku klubu. Kiedy zachwiałam się i zrobiłam krok w tył, poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć, pomaga utrzymać równowagę - od zawsze byłam trochę niezdarna. Obróciłam się, by zobaczyć kto mi pomógł, to był Adam. Uśmiechnął się do mnie ciepło, złapał za rękę i zaprowadził prosto do klubu. Gdy weszłam uderzyła mnie fala głośnej muzyki. W pomieszczeniu było duszno, a tłumy tańczących boleśnie uderzały mnie łokciami w brzuch i żebra. Nigdy nie przepadałam za tego typu miejscami. Kolorowe światła i tłumy ludzi, naprawdę są lepsze miejsca niż coś takiego. Niestety nie miałam wyboru, musiałam tańczyć, gdyż co innego zrobić. Po kilku piosenkach, które zatańczyłam z Adamem zaczęłam się źle czuć. Tłumy od zawsze źle na mnie działały. Kilka minut później zakręciło mi się w głowie, poczułam jak uginają mi się kolana, jak upadam i uderzam głową o podłogę. Przez chwilę czułam silny ból w czaszce, zaraz potem straciłam przytomność. Obudziłam się w nieznanym miejscu. Kiedy spróbowałam się rozejrzeć jęknęłam z bólu. Czułam się jakbym dostała cegłą w głowę. Mało pamiętałam z wczorajszego wieczoru, miałam jedynie przebłyski wspomnień. Intensywnie turkusowy neon na klubie, głośna muzyka, kolorowe światła dyskotekowe i ogromne tłumy obcych ludzi - koszmar. Wreszcie postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, to był mój pokój hotelowy. Ponownie poczułam przeszywający ból w czaszce. Dotknęłam swojej głowy i poczułam zaschniętą krew na swoich włosach. Ogarnęło mnie przerażenie. Głośno wciągnęłam powietrze, powstrzymując krzyk. Czułam jak krew pulsuje mi w żyłach. Ostrożnie usiadłam na łóżku. Pokój był zupełnie pusty, nikt, nawet Adam nie został przy mnie, by upewnić się, że wszystko ze mną w porządku. Poczułam się taka samotna. Postanowiłam, że poszukam kogoś znajomego, ale po chwili poszukiwań z przerażeniem odkryłam, że wyjechali beze mnie. Zostawili mnie. Kiedy to do mnie dotarło, szybko uciekłam do pokoju, usiadłam w kącie i pozwoliłam popłynąć długo wstrzymywanym łzom. Łzom pełnym rozpaczy, smutku i osamotnienia. Zrozumiałam, że nie mam już nikogo, kto mógłby mi pomóc, lub pocieszyć w trudnej chwili. Ale to był dopiero początek. Kolejnego dnia przyszedł rachunek hotelowy, kiedy go zobaczyłam zrozumiałam, że nocleg w tak drogim hotelu był wielkim błędem. Zostało mi tak niewiele pieniędzy, a kiedy zapłaciłam za hotel i oznajmiłam, że się wymeldowywuję, gdyż nie mam ani grosza, pracownicy wezwali ochronę, która wyprowadziła mnie z budynku, i zostawiła na ulicy. Nie wystarczyło mi pieniędzy nawet na nocleg w marnym motelu. Pozostało mi tylko ”spać pod mostem”. Powstrzymując płacz, wzięłam swoje walizki i ruszyłam w głąb nieznanego, mrocznego miasta. Wieczorem znalazłam sobie schronienie w opuszczonej fabryce kleju. Budynek nie wyglądał przyjaźnie. Skrzypiące, zardzewiałe drzwi, wybite okna, niektóre zabite deskami, pojedyncze dziury w starym dachu i brud, ale to zawsze jakieś schronienie przed deszczem i wiatrem. Otworzyłam swoją walizkę i wyjęłam z niej trochę ubrań, po czym zwinęłam się w kącie i otulona wełnianymi swetrami szybko zasnęłam. Już nie było ważne, to że leżałam na twardej, betonowej podłodze, liczył się tylko sen, którego nie zaznałam od kilku dni. Następnego dnia obudziłam się w południe. Nie czułam się najlepiej. Byłam głodna i zmarznięta. Na szczęście miałam w swoim plecaczku podróżnym kilka puszek, trochę słodyczy cztery butelki wody, ale obawiałam się, że to na długo nie wystarczy. W końcu postanowiłam, że kiedy zabraknie mi jedzenia sprzedam trochę swoich ubrań na ulicy, lub zacznę żebrać. Z tęsknotą myślałam o swoim ciepłym domu i rodzinie, ale po tym wszystkim wstyd mi było tam wrócić. Dni mijały, a moje zdrowie psychiczne zaczynało szwankować, jedzenie prawie się skończyło. Dzisiaj udało mi się sprzedać parę swoich rzeczy, przez co chodziłam w łachmanach, ale udało mi się kupić duży pęk kiełbasy. Byłam z siebie dumna, ale coraz częściej załamywałam się, ubolewałam nad swoim losem i błagałam o jakiś cud. Nadszedł kolejny mroczny dzień w moim przeklętym życiu. Byłam głodna, ale ponieważ musiałam oszczędzać jedzenie, napiłam się jedynie trochę wody. Zmęczyłam się już nieustanną biedą i codzienną walką o przetrwanie, ale kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam jak ktoś wchodzi przez skrzypiące drzwi do fabryki. Ze strachu zakręciło mi się w głowie, próbując utrzymać równowagę złapałam się za jakąś zardzewiałą rurę, która odpadła od ściany, zostając w mojej dłoni. Wzięłam głęboki wdech i z przerażeniem ruszyłam w kierunku odgłosu kroków nie proszonego gościa. Czułam że obcy jest już blisko, więc schowałam się za betonowym słupem, planując zaatakować nieznajomego. Nagle usłyszałam czyjś oddech tuż za moją kryjówką, zbliżał się. Wyskoczyłam zza słupa i uderzyłam obcego w głowę zardzewiałą rurą, która rozsypała się na kawałki, jedynie ogłuszając człowieka, który z impetem upadł na ziemię. Kiedy opanowałam już swój strach podeszłam do niego. Gdy spojrzałam na ofiarę zaparło mi dech w piersiach. Już na pierwszy rzut oka emanowało od niego dobrem i uderzającym pięknem. Miał złote włosy i bladą, nieskazitelną cerę. Kiedy na niego patrzyłam całkowicie się odprężyłam i zapomniałam, że go zaatakowałam. Długo mu się przyglądałam aż w końcu otworzył oczy. Były równie piękne jak cały on i złote jak jego włosy. Spojrzał na mnie, po czym wstał, przeczesał dłonią włosy i promiennie się uśmiechnął. Wyciągnął do mnie rękę w powitalnym geście, jakby wcale nie zauważył, że uderzyłam go w głowę, przez co stracił przytomność.
- Cześć, jestem Gabriel. Mogę tu przenocować? Jestem bez grosza i nie mam gdzie się podziać - oznajmił jak bym była jego starą znajomą i uśmiechnął się czarująco.
- Mhm. Tak, jeśli nie zrewanżujesz się za nabicie ci guza - odpowiedziałam.
- Nie będę sprawiał kłopotów. Obiecuję - powiedział z poważną miną, ale w jego głosie zdawało się słyszeć nutę wesołości.
Gabriel wydawał się być trochę tajemniczy i dziwny. Nie potrafiłam go rozszyfrować, ale był dość sympatyczny. Tego wieczoru trochę bałam się zasnąć, nie do końca ufałam przybyszowi, ale w końcu zapadłam w głęboki i spokojny sen. Od dawna nie czułam się tak wypoczęta, miałam wrażenie jakby ktoś odsunął ode mnie wszystkie złe i obciążające mnie do tej pory myśli. Kiedy wstałam poczułam znajomy zapach pieczonych kiełbasek, co bardzo mnie zdziwiło. Poszłam za zapachem i ujrzałam Gabriela siedzącego przy ognisku z dwoma drutami, na których piekły się kiełbaski. Umierałam z głodu, więc jak najszybciej pobiegłam do niego i nie zważając na późniejsze poparzenia, zdjęłam jedną z kiełbas z metalowego drutu i łapczywie ją zjadłam. Gabriel roześmiał się i podał mi drugą kiełbasę. Od tego pamiętnego dnia zaprzyjaźniłam się z Gabrielem i co wieczór piekliśmy razem kiełbaski, śmiejąc się przy ognisku. Naprawdę go polubiłam, ale bałam się, że aż za bardzo. Razem żebraliśmy pod sklepami próbując się jakoś utrzymać i nadal „mieszkaliśmy” w opuszczonej fabryce kleju. Przy Gabrielu zapomniałam o nieszczęściach, które mnie spotkały. Teraz miałam tylko jego i bardzo bałam się, że go stracę. Zabawne, że dopiero, kiedy naprawdę cierpiałam, znalazłam prawdziwego przyjaciela, kogoś szczerze oddanego. Kiedy wróciliśmy z codziennego spaceru po okolicy Gabriel zachowywał się jakoś inaczej niż zwykle. Był bardziej skryty niż zazwyczaj i jakby ciągle zamyślony. Dziś rozpalił ognisko o wcześniejszej porze i w innym miejscu. Zaczęłam się bać najgorszego, że postanowił odejść i zostawi mnie tu samą. Kiedy ognisko było już gotowe, zawołał mnie i zjedliśmy wspólnie kolację, ale Gabriel nadal był nieobecny. Zapytałam się, czy wszystko z nim dobrze, ale on tylko wzruszył ramionami i posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Wieczór okazał się bardzo miły, po kolacji dużo rozmawialiśmy, a potem oparta o jego ramię oglądałam gwiazdy przez dziurę w dachu fabryki. Po chwili Gabriel zrobił się jakiś spięty i odsunął się ode mnie, po czym spojrzał mi w oczy smutnym wzrokiem. Nagle zrozumiałam co zamierza powiedzieć, naprawdę chciał odejść. Rozpłakałam się myśląc o powrocie do samotności i o strachu, który się z nią wiąże. Gabriel wziął mnie w ramiona i uspokoił, łagodnie głaszcząc mnie po włosach. Kiedy spytałam, czy zamierza mnie opuścić, powiedział, że nigdy tego nie zrobi. Ulżyło mi, ale czułam, że coś przede mną ukrywa. Powiedział, że powinnam wrócić do rodziny, do swojego domu. Odpowiedziałam, że kocham go i nigdy nie opuszczę oraz, że wiele razy myślałam o powrocie do domu, ale brakowało mi odwagi oraz pieniędzy na bilet powrotny. Gabriel w zamyśleniu pokręcił głową. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech, po czym powiedział: „Obiecaj, że nie uciekniesz, jeśli powiem ci kim jestem i czemu się tu znalazłem”. Kiwnęłam potakująco głową. „Jestem twoim aniołem stróżem” - odrzekł, całkowicie zbijając mnie z tropu. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli. Nie potrafiłam w to uwierzyć, ale po chwili Gabriel ukazał swoje skrzydła, potwierdzając, że jest istotą nieba. Byłam oszołomiona. Odwróciłam się od niego, ale przypomniałam  sobie, że obiecałam zostać w fabryce pomimo strachu. Zacisnęłam zęby i znów zwróciłam się twarzą do Gabriela, wbijając wzrok w piękne skrzydła. Nie były one białe, tylko tajemniczo jasne, bez określonego koloru i mieniły się złotymi barwami. Kiedy tak na nie patrzyłam, zauważyłam, że Gabriel cały czas delikatnie nimi porusza. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się pocieszająco, ponieważ on cały czas był spięty, gdyż bał się, że ucieknę z przerażenia. Wkrótce znałam już wszystkie szczegóły jego „misji” - misji ratunkowej. Anioł miał zaprzyjaźnić się ze mną, pomóc mi zdobywać jedzenie i namówić na powrót do domu. Nie trzeba było mnie długo przekonywać, zawrze chciałam wrócić do swojej rodziny, jedynym problemem był brak jakichkolwiek pieniędzy. Już dawno zdałam sobie sprawę, że nigdy nie zobaczę się z bliskimi. Nagle Gabriel wyrwał mnie z rozmyślań, mówiąc, że przecież ma skrzydła, więc może zabrać mnie do rodziny. Zaskoczona, szybko się zgodziłam. Lot nie trwał tak długo jak sobie wymarzyłam, ale dzięki temu mogłam szybciej zobaczyć się ze swoją mamą i siostrą. Kiedy stanęłam z Gabrielem na podwórku przed domem, poczułam ogromne szczęście, ale zaczęłam się martwić, że mama mi nie wybaczy. Nadeszła chwila pożegnania z Gabrielem. Anioł unikał mojego wzroku i udawał, że ogląda ogród przed domem. Wiedząc, że zaraz zniknie, lub odleci do nieba, rzuciłam mu się na szyję. „Jestem twoim aniołem stróżem, zawsze będę przy tobie, zapamiętaj” - powiedział poważnym, spokojnym tonem. Odsunął się ode mnie, spojrzał mi po raz ostatni w oczy. Jego złote tęczówki wyrażały smutek, który go wypełniał. Wiedziałam, że już nigdy go nie zobaczę, ale pomimo mojej rozpaczy, uśmiechnęłam się do niego ten ostatni raz. Odwzajemnił uśmiech. „Jeszcze kiedyś się spotkamy” - rzekł Gabriel, jakby czytał mi w myślach i odleciał w kierunku niebios. Stałam tam jeszcze jakiś czas, po czym ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych mojego kochanego domu.
         Położyłam dłoń na dzwonku i zatrzymałam się. Zaczęłam myśleć o tym co zrobiłam i o tym, że nie jestem warta wybaczenia. Byłam zdenerwowana, ale w końcu zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam kroki mojej matki zmierzające w moim kierunku. Nagle mama stanęła przede mną. Padłam przed nią na kolana, zaczęłam szlochać i błagać o wybaczenie. Kiedy zobaczyła mnie w brudnych ubraniach i boso, ona także uklękła. Wzięła mnie w ramiona i zaczęła płakać ze szczęścia. Po długiej chwili byłam już w domu i jadłam najobfitszy obiad w tym miesiącu. Bardzo zmęczyło mnie to wszystko, dlatego od razu po posiłku poszłam spać. Kiedy zasypiałam, usłyszałam jak moja siostra kłóci się z mamą. Narzekała na mnie i pytała się, dlaczego matka tak szybko mi wybaczyła. A ona odpowiedziała tylko : „Trzeba się cieszyć z tego, że siostra twoja była umarła, a znów ożyła, zaginęła, a odnalazła się”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz